Szczęść Boże!
Moja droga synodalna była bardzo intensywna i przebiegała na kilku poziomach: parafialnym (byłem jedną z osób organizujących synod w mojej parafii), diecezjalnym (w pierwszej fazie synodu napisałem list do ks. Arcybiskupa w mojej diecezji z propozycjami zmian w działaniu Sekretariatu Synodu oraz sposobie informowania o synodzie w diecezji a następnie spotkałem się z osobami odpowiadającymi za Synod w mojej diecezji) i ogólnopolskim (poprzez stworzenie i aktualizację serwisu synod.org.pl, koordynację akcji "Zaangażuj się w Synod!" czy obecności w programie "Między Ziemią a Niebem" poświęconemu drodze synodalnej). Więc dane mi było się przyjrzeć procesowi synodalnemu z różnych poziomów. Z czym więc, po zakończeniu Synodu na poziomie diecezji, zostaję?
Pierwszą rzeczą, która mi przychodzi od razu do głowy to ogromna wdzięczność dla papieża Franciszka za wprowadzenie w życie Synodu w tej powszechnej formie. To była bardzo odważna decyzja - w realiach Kościoła Katolickiego jakiego doświadczam - wręcz rewolucyjna. I na pewno po drodze Papież musiał pokonać wiele "kłód" rzucanych pod nogi. I dziękuję Bogu, że udało mu się tego dokonać i tym samym zaprosić nas wszystkich do wejścia na synodalną drogę. Jestem wdzięczny również swojemu Arcybiskupowi za to, że poważnie podszedł do tematu Synodu. Zaangażowanie ks. Arcybiskupa wyrażało się motywacją całego Sekretariatu Synodu i ich uważnością na zgłaszane uwagi i chęcią do zmian w organizacji Synodu (jeżeli były potrzebne). Ale przede wszystkim słuchaniem - czyli tym co było sednem Synodu. Dziękuję Bogu za mojego ks. Proboszcza, który na poważnie podszedł do Synodu w parafii. Nie bał się trudnych tematów, uczestniczył w każdych spotkaniach, sam szczerze dzielił się swoim zdaniem. Jego przykład sprawił, że we wszystkich spotkaniach uczestniczyli księża Wikariusze, oraz siostry zakonne działające w naszej parafii. A na samym końcu, choć bez ich obecności Synod nie miałby sensu, dziękuję Panu za wszystkich parafian, którzy w drogę Synodalną zdecydowali się wyruszyć. W sumie było nas ponad 60 osób, którzy odważnie, często wychodząc ze swojej strefy komfortu, zdecydowało się podzielić swoimi marzeniami i obawami dotyczącymi naszej parafii i Kościoła...
Nasz Synod parafialny był pięknym doświadczeniem wzajemnego słuchania, spotkania, uważności na to co nas różni i to co jest wspólne. Ale przede wszystkim pięknym doświadczeniem jak może wyglądać podążanie razem w różnorodności, którą jako Kościół jesteśmy. Była to podróż "mistyczna" której celem nie była jakaś "idealna" konstrukcja Kościoła, ale sam Jezus Chrystus. Zobaczyliśmy bowiem jak bardzo się wszyscy różnimy - mamy tak wiele różnych pomysłów na to, co należy w Kościele zmienić, co w Kościele należy zachować, jak Kościół powinien wyglądać. Po ludzku nie ma możliwości, aby wszystkie te wszystkie pomysły jednocześnie uwzględnić. Różni nas tak wiele. Ale łączy nas o wiele więcej - pragnienie podążania za Jezusem - naszym Panem i Zbawicielem. To wybrzmiało tak mocno. Tak jednoznacznie. I sprawiło, że nawet te ogromne różnice nie były w stanie nas podzielić. Rozmawialiśmy z szacunkiem, otwartością, uważnością. Zrozumiałem, że to, co wydawało się moją wizją idealnego Kościoła jest tylko jedną z wielu opcji. Wcale nie lepszą niż inne - bardziej odpowiadającą moim potrzebom duchowym, ale przecież nie jestem jedynym członkiem Kościoła. A moje siostry i bracia w mają inną wrażliwość, potrzeby, doświadczenia z przeszłości. Więc po ludzku pewnie nigdy nie będziemy iść ramie w ramię. Ale w mistyczny sposób, każdy z nas chce iść za Panem. Więc choć może ludzkie oko tego nie widzi, to "światłe oczy serca" pomogą nam zobaczyć, że podążamy razem. I pragniemy tego samego. Synod był piękną okazją aby tego doświadczyć. I ta wizja wspólnej drogi "wgłąb", przestała być jedynie koncepcją teologiczną, ale stała się praktycznym doświadczeniem, która zmieniła to jak widzę Kościół. Przyniosła dużo spokoju. Zaufania w Bożą opatrzność i Jego plan dla nas wszystkich.
Po zakończeniu spotkań synodalnych pojawiło się we mnie pytanie: Co dalej? Jak w codziennym życiu naszej parafii wykorzystać doświadczenie synodalne? Jak sprawić żeby parafia stała się upragnioną wspólnotą wspólnot? Naszym domem a nie urzędem, w którym załatwiane są usługi "duchowe"? Jak ożywić naszą wspólnotę parafialną i wyrwać ją z marazmu, w którym tkwi? Mimo tego, że na synodzie padło wiele wartościowych pomysłów to proste wdrożenie ich w życie nie wydaje mi się dobrym rozwiązaniem. Potrzebna jest raczej systematyczna i konsekwentna praca "u podstaw". Zmiana mentalności zarówno duchownych jak i świeckich. Ale jak miałaby się ona dokonać?...
Ciągle rozważam te sprawy w sobie i proszę Pana o światło. To co jest się dla mnie jasne, to fakt, że pierwszym krokiem do ożywienia parafii jest nawrócenia ks. Proboszcza. Prawdziwe spotkanie z żywym Bogiem, które przemienia serce. Sprawia, że człowiek staje się świadkiem Dobrej Nowiny. Bo oto spotkał Pana i poznał Prawdę, która uczyniła go wolnym. Po takim spotkaniu jedyne co ma znaczenie to ogłaszanie światu że Jezus żyje, że kocha każdego z nas, każdego z nas odkupił przez swoją śmierć i Zmartwychwstanie. A żeby mieć udział w Dobrej Nowinie trzeba Go ogłosić swoim Panem i Zbawicielem. Gdy takie spotkanie z Jezusem ma miejsce nic nie jest ważniejsze od słuchania Pana i posłusznego wykonywania Jego woli. Bo przecież "już nie ja żyję, ale żyję we mnie Chrystus" (Ga 2,20). Dopiero z tego miejsca można zmieniać parafię. Kiedyś ks. Abp. Grzegorz Ryś powiedział o ewangelizacji, że mogą się nią zajmować tylko ci, którzy spotkali Pana. A jeżeli ktoś kto przemieniającego życie spotkania z Jezusem jeszcze nie doświadczył, a myśli o tym aby ewangelizować, to lepiej niech usiądzie i poczeka aż mu przejdzie. I wierzę, że to samo dotyczy ożywiania parafii. Często w naszych ks. Proboszczach nie widać radości z tego, że oto Pan Zmartwychwstał i odkupił nas wszystkich. I każdy z nas ma przystęp do Ojca. I każdy może być zbawiony! A to wspaniała Nowina! Takie nawrócenie jest łaską - zawsze niezasłużoną. Nie da się na nie "zapracować", "wymodlić", "wyprosić". Nie da się go osiągnąć po 5 latach studiów teologicznych czy 2 pięcioletnich wikariatach. To co można zrobić to pragnąć takiego nawrócenia nade wszystko i przygotować się na spotkanie z Panem - każdego dnia zapierając samego siebie i dążąc do świętości.
I gdy ks. Proboszcz jest gotowy, jak małe dziecko, z ufnością, iść za Panem, wówczas zostanie mu podarowany pomysł na to jak jego parafię trzeba ożywić. I będzie się to działo Bożą mocą a nie sprytem czy mądrością ludzką. Co nie oznacza, że nie zostaną wykorzystane talenty świeckich wiernych, których w każdej parafii jest obfitość. Wierzę, że to właśnie świeccy swoim doświadczeniem i zaangażowaniem będą pełnili kluczową rolę w każdym procesie odnowy parafii. Ale szefem będzie Jezus działający przez tego, którego Pan wybrał za lidera - ks. Proboszcza.
Czy istnieją jakieś schematy działań pomagające w ożywieniu parafii? Tak, kilka, z których w ostatnim czasie dane mi było poznać bliżej dwa. Jeden to Nowy Obraz Parafii (NOP - więcej: https://parafiaserbinow.pl/program-nowy-obraz-parafii/). Drugi do Kościół Świadomy Celu ( https://nowaewangelizacja.org/ksc/). Jest prawdopodobne, że ciąg dalszy serwisu synod.org.pl w jakiś sposób powiązany będzie z prezentacją założeń obu tych programów - jako propozycja ciągu dalszego synodalnej drogi. Ale to wszystko oddaję Panu i Jemu powierzam.
Drugi wniosek, z którym pozostaję to odpowiedź na pytanie kto jest odpowiedzialny, za to, że młodzi odchodzą od Kościoła. I tak jak w przypadku parafii za jej ożywienie odpowiada ks. Proboszcz (bo on otrzymał władzę aby parafią zarządzać) tak za młodzież i jej wiarę odpowiadamy my - rodzice. Bo to my mamy faktyczną władzę na tym jak dzieci wychowujemy. I nie jest żadnym, dla mnie jako rodzica, wytłumaczeniem, że obraz Kościoła, kreowany w mediach jest taki a nie inny, że coraz trudniej przyznać się do swojej wiary, i że to wszystko wpływa na to jak dzieci postrzegają Chrześcijan. Jeżeli ja będę żył Ewangelią, będą podążał za Jezusem, w praktyce każdego dnia świadczyć będę o wielkiej miłości jaką Pan nas ukochał, to wierzę, że moje dzieci, gdy przyjdzie czas na ich świadomy i samodzielny wybór - wybiorą Jezusa Chrystusa. I to jest moje podstawowe zadanie w Kościele.
Z czym więc pozostaję po synodzie? Z wielką wdzięcznością za spotkania które się odbyły. Z poczuciem, że organizowanie kolejnych jednostkowych wydarzeń (takich jak piknik parafialny, pielgrzymki, spotkania synodalne czy rekolekcje zawierzenia Maryi) bez strategicznego pomysłu na całość nie przemienią punktu usługowego, jaką dla większości jest nasza parafia, w żywą wspólnotę wiary. I z nadzieją na nawrócenie ks. Proboszcza tak, by stał się gorliwym apostołem Jezusa Chrystusa. Z poczuciem, że tak jak ks. Proboszcz odpowiada za parafię i to żeby stała się prawdziwą wspólnotą, ja odpowiadam za przekazanie żywej wiary moim dzieciom. I nikt mnie w tej roli nie jest w stanie zastąpić.
Cieszę się, że mogłem napisać ten tekst. Uzmysłowił mi on co jest w tym momencie najważniejsze i na czym powinienem się skupić.
Amen.
Rafał